Książki, niedziela i przebodźcowanie
Ciężki weekend, nie wiem, czy to wina przesilenia wiosennego, kryzysu wieku średniego, czy zbliżania się do magicznej granicy zamykającej dla mnie możliwość bycia matką. Pokłóciłam się z K., wczoraj to ja zniknęłam z domu na cały dzień, schowałam się w ogrodzie, a potem w lesie, dzisiaj to jego gdzieś wywiało, sądząc po stroju, pojechał w góry. Bardzo się z tego powodu cieszę, potrzebowałam oddechu, ciszy i samotności. Ostatnio K. się przeziębił, dużo kaszlał i chrząkał, co doprowadzało mnie do szaleństwa. Ale tylko w środku, nie dawałam po sobie tego poznać. Od kilku miesięcy w ogóle czuję się przebodźcowana ( tak wiem, ostatnio to bardzo modne słowo, ale cóż mogę poradzić na to, że żyję w świecie przeładowanym emocjami, informacjami, dźwiękami, zapachami), im jestem starsza trudniej mi się skupić, denerwują mnie ludzkie rozmowy w tle, drażnią wyperfumowani ludzie.
Na zewnątrz dziś nie ma słońca, cieszy mnie to, siedzę w dużym pokoju z widokiem na ogród i jedyne dźwięki, które do mnie w tej chwili dochodzą to przewidywalny szum lodówki, stukanie w klawiaturę ( jest do zaakceptowania, bo to ja mam nad tym dźwiękiem kontrolę) i śpiew ptaków za oknem ( nigdy mnie nie wyprowadza z równowagi). K. lubi w domu słuchać muzyki, ja lubię w domu ciszę. Dzisiaj wszystko ma się odbywać na moich zasadach, muszę odpocząć przed kolejnym tygodniem w pracy. Już chyba wspominałam, że pracuję z dzieciakami, mój układ nerwowy musi odpocząć, dusza musi w dzisiejszym dniu znaleźć spokój i harmonię. Z tym może być problem, bo jak K. wróci, to pewnie będę musiała odbyć z nim trudną i wyczerpującą rozmowę.
Póki co, cieszą mnie chmury na niebie i ta dziwna cisza na zewnątrz. Nawet samochodów specjalnie nie słychać, na ulicach zero spacerowiczów, rowerzystów. Jest przytulnie, może to właśnie za sprawą tych chmur. Kiedy niebo jest zupełnie błękitne, często pojawia się we mnie lęk przed nieskończonym wszechświatem, który tam, tam wysoko, gdzieś jest. No i nie do końca wiadomo co tam jest, kto tam jest i co oznacza to dziwne słowo "nieskończoność". rzeczy, których nie mogę zrozumieć, czasami powodują u mnie ataki histerii, lęk przed umieraniem, śmierć, kosmos. Chmury na niebie odgradzają mnie od tej wielkiej czarnej niewiadomej.
Wybierając książki do czytania, często zaglądam na dwa blogi ( i nigdy się nie zawiodłam!) "Krytycznym okiem" i stronę Bernadetty Darskiej. Dzisiaj bardzo chciałam spędzić większość czasu na czytaniu, ostatnio kupiłam "Histeryczki" Roxane Gay, na czytniku mam "Słownik rodzinny" Natalii Ginzburg. Czułam, że dzisiaj, w tym stanie wzburzenia emocjonalnego, nie będę w stanie wniknąć w ich światy. W toku poszukiwań czegoś idealnego na marcową niedzielę zajrzałam na blog Jarosława Czechowicza ( "Krytycznym okiem") i odkryłam "Złodziejkę matek" Magdaleny Genow. Wow! To zdecydowanie coś dla mnie, jestem zachwycona językiem, sposobem kreowania świata i bohaterów. Myślę, że gdyby nie książki, które towarzyszą mi każdego dnia, dawno wpadłabym w dużo poważniejsze problemy psychiatryczne niż te, z którymi obecnie się mierzę. Lektury nie tylko są dla mnie lekarstwem, ale przede wszystkim terapią, codzienną, darmową, systematyczną i efektywną. Nie wiem, komu mam za nie dziękować.
Komentarze
Prześlij komentarz