Matka dorosła córka

Parę dni temu dowiedziałam się, że kolejna dziewczyna z pracy jest w ciąży. Pierwszy raz przyjęłam taką informację z zupełną lekkością, bez odrobiny żalu czy podlania ziarenka wątpliwości, które noszę w sobie od jakiegoś czasu. 

Po południu, przeglądając Internet, trafiłam na wywiad z Ottessą Moshfehg. Rozmowa dotyczyła aktualnej sytuacji na świecie, ale oczywiście pojawiło się w niej również pytanie o potomstwo. Piszę "oczywiście", bo mam wrażenie, że takie pytanie, mniej lub bardziej zawoalowane, zawsze musi paść w rozmowie z kobietą około 40 roku życia. Chyba jeszcze sporo czasu upłynie, zanim my ludzkość zrozumiemy, że nie wszystkie kobiety urodzą dzieci. Tak jak wciąż nie możemy zrozumieć, że nie każdy człowiek chce z kimś mieszkać i tworzyć rodzinę, że niektórzy chłopcy chcą mieć długie włosy, a dziewczynki krótkie, że wielu ludzi żyje w nieszczęśliwych relacjach, nie każda matka kocha swoje dzieci, nie każdy mężczyzna marzy o tym, żeby zostać ojcem. Tak, te kwestię wciąż są dla nas za trudne, tkwimy w starych skostniałych, ale bardzo bezpiecznych formach. Przecież wiadomo ( ale w zasadzie skąd?!), że każda kobieta dąży do tego, żeby założyć rodzinę,  rodziny 1+1 ( partner + partner) nie mają prawa istnienia, takie twory nic nikomu nie dadzą, są bezużyteczne dla świata. Szkoda, że ciągle, jeśli mówimy o uczuciach i emocjach, myślimy globalnie, a nie indywidualnie. Współczynnik przyrostu naturalnego ma się zgadzać, a nie szczęście i kondycja psychiczna pojedynczej istoty ludzkiej. To się nie musi zgadzać, jakoś to będzie, ważne, żebyśmy się wszyscy sztucznie uśmiechali, wrzucali wesołe zdjęcia na nasze portale społecznościowe i udawali szczęśliwych i spełnionych ludzi. Kogo obchodzi to, czego naprawdę chcemy?

 Dlaczego mamy w sobie taki wewnętrzy przymus porządkowania innym ich życia? Wieczne wtrącania się, dawania dobrych rad, krytykowania postępowania. Boli cię kręgosłup? Pewnie za dużo ćwiczysz, a może powinnaś zacząć się ruszać, idź na spacer, na basen. Nie lubisz basenu? Jak można nie lubić basenu? Na pewno od glutenu masz ten trądzik, próbowałaś rzucić chleb i makarony? Spróbuj, na pewno zadziała. Źle wychowujesz swoje dzieci, są za głośne, nie słuchają co się do nich mówi i wszystko chcą robić po swojemu. Rady, porady, propozycje, krytyka płyną do naszych uszy, naszych mózgów i serc setkami kanałów, codziennie, godzina po godzinie, minuta po minucie...sąsiedzi, rodzina, znajomi, przyjaciele, artykuły w internecie, reklamy. Ciągle robisz coś nie tak, za mało suplementów, za mało warzyw, brak szklanki wody z cytryną wypitą na czczo, za dużo węglowodanów i cukru, brak czasu dla siebie, złe kremy do twarzy, niewłaściwie dobrałaś szampon do włosów, źle zaprojektowałaś kuchnię, za często podlewasz kwiaty, niewyraźnie mówisz, krzywo chodzisz....DOŚĆ!

I na koniec tego wszystko, a raczej jako ukoronowanie wchodzi moja własna matka z pytaniem ( raczej słabo zawoalowanym), kiedy ten mój dom stanie się normalny i pojawią się w nim dzieci. Od czasu do czasu, kiedy myślę, że już trochę się w tej kwestii uspokoiła, robi takie dzikie wtrącenia w czasie naszych konwersacji. zazwyczaj wprost i w zupełnie nieuprzejmy sposób. Czułam, dosłownie czułam, że wnętrze moich ust zaczęło produkować wściekłą pianę. Zapytałam ją tylko, czy znowu zaczęła. Odpowiedziała, jak to ona, w bezczelny sposób, że nie, że już skończyła. Odłożyłam telefon, bo to była konwersacja wirtualna i próbowałam się uspokoić. Najpierw chciałam jej napisać, że mam dosyć jej ciągłych impertynenckich uwag, jeżeli ma ochotę ze mną na ten temat porozmawiać to niech to zrobi w inny sposób, w innej formie i w innych słowach. Po chwili stwierdziłam, że lepszą reakcją będzie moje milczenie. Nie chciałam rozpętać piekła, a wiem, że moja mama jest do tego zdolna. 

I zamilkłam, zamknęłam się w sobie, dosłownie zwinęłam się w kłębek i położyłam pod kocem. Odechciało mi się wszystkiego, nawet sobie trochę popłakałam, moje poczucie wartości po raz kolejny po takiej rozmowie sięgnęło dna. Czułam do niej nienawiść, chęć złapania jej za ramiona i mocnego potrząsania, szczypania jej ciała i popychania, żeby w końcu przestała ciągle sterować tym, co robię, co myślę i czego chce. Mam prawie 40 lat i nie potrafię odciąć tej toksycznej pępowiny. Bardzo często myślę o mojej mamie, pomagam jej, analizuję ostatnie rozmowy z nią, zastanawiam się czy nie byłam dla niej zbyt szorstka, za mało wyrozumiała. Ciągle żyję w przekonaniu, że muszę być dla niej miła, bo ona jest przecież wdową, która ma już ponad 70 lat. Ja wszystko muszę, a ona robi ze mną co chce.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Ćwiczenia z ciemności"

Vlogerka Szusz

Swirszczyńska jest mocą