Modlitwa o światło

 Ostatnio zastanawiam się, czy mam w sobie potrzebę opiekowania się kimś lub czymś. Coś jak instynkt macierzyński, tylko w roli dzieci obsadziłabym zwierzęta lub rośliny. Czy tego potrzebuję, czy traktuję raczej jako formę rekompensaty? Czy w ogóle mam prawo porównywać te różne formy istnienia i umieszczać na jakiejkolwiek skali ważności? Chyba nie mam. 

Zaczęłam czytać "Na wulkanie" Radosława Kobierskiego, moją duszę chyba ciągnie do książek, w których jest eskapizm, pęd do zmian, powrotu do jakiejś formy pierwotnego i prostego życia. Może to po prostu pragnienia wielu współczesnych ludzi. Może jako ludzkość powoli, bardzo powoli bierzemy rozbieg przed dokonaniem jakiegoś ogromnego zbiorowego przewrotu? Nie umiemy ostatnio tryskać szczęściem, świat zaskorupiał w złych rzeczach, coraz trudniej znaleźć świetliste i jasne szczeliny. 

Może za dużo myślę, zamiast po prostu żyć. Chyba nie potrafię inaczej, lubię myśleć! Łączyć myśli w pary, ciągi, szukać analogii i szalonych sensów. Tylko dlaczego coraz szarzej i czarniej w tej głowie? Zaczęłam rozmawiać z moją duszą i proszę ją, żeby wpuszczała do mojego środka więcej światła, żeby szukała promieni w mroku, migotania w ciemnościach i błysków nadziei pośród najciemniejszych nocy. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Ćwiczenia z ciemności"

Vlogerka Szusz

Swirszczyńska jest mocą