Słońce

 Od dwóch dni mamy pogodę iście wiosenną. Niebo jest błękitne, na horyzoncie nie widać ani jednej najmniejszej nawet chmurki. Słońce oślepia i ogrzewa, a to dopiero początek marca. Codziennie jeżdżę do pracy rowerem, niezależnie od pory roku i pogody. Zazwyczaj w lutym, marcu i kwietniu ja i mój rower tonęliśmy w błocie,  oblepieni małymi mokrymi grudkami ziemi, łańcuch w przerzutkach rzęził, a w plecaku miałam zawsze ubranie na zamianę i szczotkę do czyszczenia zaschniętego błota. W tym roku jest zupełnie inaczej, ziemia jest twarda, ubita, jadące, nawet z małą prędkością, samochody wzbijają tumany kurzu, w plecaku mam tylko pudełka z jedzeniem, a rower jest w zasadzie czysty. Nie ma kałuż, nie ma błota, nie ma deszczu nawet w długoterminowej prognozie pogody, jest za to mocne słońce. Wydaje się mocne, nie znoszące sprzeciwu, rządzi niepodzielnie, wszystkie obłoki pouciekały. Czasami myślę, że nawet się go boję, kiedy nas tak ogrzewa, przypieka, doświetla, kiedy muszę mrużyć szczypiące oczy, szukać pod stosami zimowych czapek i szalików okularów przeciwsłonecznych. Wiem, że ta pogoda jest prawdopodobnie tylko chwilowa ( tydzień!), że zima a raczej ochłodzenie jeszcze przyjdą, ale jest w tym marcowym słońcu 2025 roku coś apokaliptycznego, jakieś poczucie dochodzenia do kresu. 

Zazwyczaj o tej porze roku lubiłam być jeszcze schowana w domu, pod kocami, poduchami, zwinięta na kanapach i fotelach, otulona mrokiem panującej jeszcze zimy. Powoli zaprzyjaźniałam się ze zmianą pogody, dłuższymi dniami, słońcem zaglądającym przez okna. Przyciągała mnie jeszcze ciemność zimowych poranków i popołudni, bezpieczna i znana. Brak światła na świecie usprawiedliwiał w mojej głowie działanie w spowolnionym rytmie, czytanie książek jednej za drugą, oglądanie ogłupiających seriali i programów typu reality show. W tym roku jest inaczej, od pierwszych promieni słońca stałam się nad wyraz aktywna, spędzam na zewnątrz tyle czasu ile tylko mogę. Kilka razy dziennie sprawdzam w aplikacji stan powietrza. Chyba chcę pokazać słońcu, że się nie poddam, ja i mój ogród. Moim orężem stały się sadzonki, superfoodsowe fusy do kawy i woda do podlewania, którą gromadzę od zeszłej jesieni w starej taczce. To chyba nie jest równa walka, ale w ogóle o tym nie myślę, nie mam zamiaru się poddać, zobaczymy tylko na jak długo starczy mi sił.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ofiara bezradności ( masażer wieloigłowy, chusta do jogi)

Woolf, Gombrowicz i Gay

Sadzić!