Ofiara bezradności ( masażer wieloigłowy, chusta do jogi)

Stojąc dzisiaj wieczorem przed lustrem w łazience uświadomiłam sobie jak wiele rzeczy, które kupujemy, jako obietnice relaksu, poprawy samopoczucia i wyglądu stają się w krótkim czasie narzędziem tortur. Śmiało mogę stwierdzić, że jestem ofiarą mojego masażera wieloigłowego. Kupiłam go z myślą o wieczornym relaksie, jakiejś formie zadbania o cerę i elastyczność skóry. Naturalny i przyjemny sposób na chwilowe odsunięcie od siebie nadchodzących zmarszczek, wiotkości policzków. A może raczej forma pozbycia się wyrzutów sumienia, przecież jednak coś dla siebie robię, chcę dłużej dobrze wyglądać. Dla siebie? Serio? Wszędzie, codziennie widzę na plakatach, reklamach w internecie uśmiechnięte wygładzone za pomocą filtrów kobiece ciała ( męskie też, ale zdecydowanie rzadziej). I niby wiem, że to wszystko ściema i nieprawda, ale i tak daje się w to wciągnąć. Po co? Dlaczego? Tak stałam się więźniarką mojego masażera wieloigłowego. Odczuwam przymus wykonania codziennego masażu twarzy, kiedy czasami próbuje odpuścić, bo jestem bardzo zmęczona albo zwyczajnie nie mam na niego ochoty, od razu zaczynam czuć wyrzuty sumienia, narastające poczucie winy. zazwyczaj prycham z niedowierzaniem i myślę, nie no, naprawdę jesteś taka naiwna? Przecież wiesz, że i tak wszyscy umrzemy, umrę, niezależnie od tego czy będę miała gładką czy pooraną zmarszczkami twarz. I nic nie pomaga, dalej czuję konieczność wykonania chociaż kilkuminutowego masażu, żeby zrzucić z siebie poczucie winy. Poczucie winy wobec kogo? Kultury w której żyje i która narzuca na mnie konieczność codziennego dbania o siebie i zastanawiania się, co jem, ile jem, czym kremuje twarz i nawilżam ciało, czy piję wystarczającą ilość płynów, jakiego zamiennika cukru powinnam używać? 


Kolejnym narzędziem opresji w moim domu jest hamak do jogi, taka elastyczna chusta. Chodziłam kiedyś na zajęcia aerial jogi, bardzo mi się wtedy spodobało wiszenie głową w dół w chuście. Po roku K. zawiesił taki hamak u nas w salonie. Wiedziałam jakie korzyści płyną z regularnego przyjmowania pozycji nietoperza, cały szereg. Przede wszystkim rozluźniamy i relaksujemy ciało ( to chyba niezła ilustracja kondycji świata w jakim żyjemy: marketing wspierający sprzedaż produktów i usług bazuje na hasłach typu: relaks, wyciszenie, odpoczynek, ukojenie ), odpoczywa nasz kręgosłup, pobudzamy neurony w mózgu do intensywniejszej ( i oczywiście wydajniejszej;)) pracy, wzmacniają się ściany naszych naczyń krwionośnych, czyli przeciwdziałamy udarom i innym chorobom układu krążenia. To mi wystarczyło, ubzdurałam sobie, że jeśli będę codziennie, około 10- 15 minut, wisieć do góry nogami nigdy nie dostanę udaru. Za każdym cholernym razem, kiedy kończył się dzień, a ja jeszcze nie zdążyłam powisieć, a co więcej, nie miałam takiego zamiaru, słyszałam w swoim wnętrzu taki głos: po co wydałaś tyle pieniędzy na ten hamak? Naprawdę nie umiesz znaleźć kilku minut w ciągu dnia, żeby zadbać o swoje zdrowie? Spędziłaś godzinę na oglądaniu youtuba, czytaniu plotkarskiego forum i scrollowaniu fejsbuka. Jesteś słabym zawodnikiem , a świat nie jest dla słabych ludzi…


I ja to wszystko wiem i rozumiem mechanizmy, które nami rządzą, a jednak ciągle się biczuję. A może jednak nic nie rozumiem, może mam ograniczony wpływ na swoje rozumienie? W końcu żyję w środku kapitalistycznej Europy XXI wieku. Pewnie niepotrzebnie się obwiniam, ale nie umiem się od tego wyzwolić, nie wiem jak to zrobić, nie wiem czy to w ogóle możliwe. W każdym razie jak na razie masaż twarzy wykonuje codziennie, a wiszę wtedy, kiedy mi się przypomni albo kiedy naprawdę mam na to wielką ochotę. Aktualnie, taki kompromis uważam to za sukces.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Woolf, Gombrowicz i Gay

Sadzić!