Majowy Cień smutku
Odwiedziła nad niedawno osiemdziesięcioletnia ciotka K. Była u nas pierwszy raz, przyjechała z życzeniami urodzinowymi dla mojego chłopaka. Męcząca to była wizyta, bardzo. Ciocia cały czas się powtarzała, zadawała setki tych samych pytań. Bardzo się staraliśmy, żeby było miło, ale po jej wyjściu poczuliśmy się oboje bardzo zmęczeni. Sporo ostatnio z K. rozmawiamy o starości, o naszych rodzicach, a konkretnie o mojej mamie i tacie K., pozostałych już nie ma na ziemskim świecie. Starość przychodzi tak niespodziewanie, jednego dnia jej nie ma, drugiego już jest i zostaje z nami na zawsze. Jej też się boję, tym bardziej, że nie potrafię jej zaakceptować. Myślę, że moje trudności w kontakcie z mamą właśnie tym są spowodowane. Nie umiem się pogodzić się z procesem, który już się zaczął, moja rodzicielka się starzeje, sapie, ma problemy ze snem, głośno mówi, nie wszystko pamięta, zdarza jej się powtarzać coś kilka razy, do tego ma nadwagę i czasami bolą ją nogi.
Jakiś czas temu, przeglądając blog Zdaniem Szota trafiłam na recenzję książki Barbary Ehrenreich Z przyczyn naturalnych. Ludzka obsesja dobrego samopoczucia i nadludzkie wysiłki, aby żyć dłużej. Ciągle zastanawiam się. czy chcę po nią sięgnąć, jak wspomniałam upływ czasu jest czymś, czego nie tylko się boję, ale nie potrafię zaakceptować. Lubię czuć sprawczość, w bezsilności się topię, rozpadam na kawałki.Trudno mi przychodzi godzenie się w tym, co nieodwołane, nienaprawialne, niecofalne. K. mówi, że śmierć go nie przeraża, że potrafi myśleć o niej ze spokojem. I tak jest, pół roku temu zmarła jego mama, był spokojny. Zazdrościłam mu tego, bardzo. Mój tata zmarł kilka lat temu, w tym roku miałby prawie osiemdziesiąt lat. Próbowałam sobie wyobrazić jak by dzisiaj wyglądał, chyba nie za dobrze, skoro już kilka lat przed śmiercią schudł, zgarbił się i mocno posmutniał. Pomyślałam, że może dobrze, że go jednak już między nami nie ma. Dla mnie dobrze, dla mojej duszy. Nie jest to chyba egoistyczne, zważywszy na to, że tata chyba sam już za bardzo nie chciał żyć, nie w takim stanie, nie w takiej formie. Myślę, że miał ogromny problem z pogodzeniem się ze swoim starzejącym się ciałem. Nie mówił o tym, ale wystarczyło na niego spojrzeć, żeby zobaczyć, że w środku cierpi. Wiem o tym, bo jesteśmy, czy może byliśmy do siebie bardzo podobni.
Ciotka K. wspominała swoje minione życie. W jej wypowiedziach dużo było nostalgii, smutku z powodu niewykorzystanych szans, może źle podjętych decyzji? Zaraz po urodzeniu zmarło jej dziecko, nigdy się z nikim na dłużej nie związała. Miałam wrażenie, że zazdrości nam tego, że tak dużo jeszcze przed nami, bo według niej jesteśmy młodzi, a ona jest stara i nie ma już ani dla kogo się starać ani po co.
Trochę sobie popłakałam po jej wyjściu. Nie myślałam nawet za dużo o tym, że ona nie miała dzieci i że ja też prawdopodobnie nie będę ich miała. Moja głowa skupiła się na przemijaniu, utracie tego co kochamy, tych których kochamy. Nic nie jest na zawsze, nic nie trwa wiecznie. Trudno mi się ostatnio cieszyć, kiedy za plecami ciągle czuję cień smutku.Ć
Komentarze
Prześlij komentarz