Posty

Potrzeby

Zauważyłam, że mam ogromny problem z godzeniem się ze swoim gorszym fizycznym samopoczuciem, trudno mi zaakceptować chwilową niemoc. Ten stan mnie denerwuje, nawet czasami złości, nie lubię, kiedy coś mnie ogranicza, kiedy nie mogę robić tego, na co mam ochotę, "siedź w domu i daj organizmowi odpocząć"- powtarza K. i pilnuje, żebym naprawdę nie wychyliła nawet nosa z domu. Choruję czy bardziej przeziębiam się bardzo rzadko, chociaż pracuję z dzieciakami, więc na co dzień mam kontakt z niepoliczalną liczbą wirusów, bakterii i innych patogenów. Wychodzi na to, że powinnam być zadowolona ze zdolności obronnych mojego organizmu, mimo wszystko odczuwam w środku jakiś bunt. Kiedy próbuję to sobie racjonalizować, dochodzę do wniosków, że siedzenie w domu też bywa przyjemne, czytanie książek ( bez ograniczeń czasowych!), leżenie pod kocem, oglądanie durnot w Internecie ( kiedyś napiszę o tym więcej), niczym nieskrępowane lenistwo. No właśnie, ale ja chyba tego nie lubię, po dwóch dni...

Ratunek (urlop)

 Bardzo bardzo potrzebuje urlopu. Za chwilę jedziemy z K. do Sopotu. Mam objawy wypalenia zawodowego. Postanowiłam, że przez ostatnie dni do wyjazdu spróbuję się skupić po prostu na przetrwaniu, żeby obyło się bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym moim i ludźmi z którymi pracuje. Dodatkowo jestem przeziębiona, co nie ułatwia łapania dystansu do spraw dnia codziennego, a konkretnie do codziennej roboty w pracy. Żywię głęboką nadzieję, że mój nastrój ulegnie radykalnej zmianie po powrocie z nad morza. Dzisiaj, wyjątkowo, pojechałam do pracy samochodem, ze względu na katar i bolące gardło. Zastanawiałam się, "co tu będzie, kiedy nas już tu nie będzie". I doszłam do wniosku, że chyba nic się nie zmieni. Ludzie dalej będą przemierzali te drogi w te i we w te, dokoła pewnie będzie mieszkało więcej imigrantów klimatycznych, a samochody będą trochę nowocześniejsze. Mnie już tu nie będzie, kiedyś byłam. Tak jak kiedyś był mój dziadek,  babcia, tata, którzy też przemierzali te samą dro...

Znowu „Zła feministka”

„Jak większość ludzi jestem masą sprzeczności.” Roxane Gay
 Tak, może właśnie ten blog będzie moją terapią, przynajmniej jakąś jej formą. Nie czuję potrzeby, żeby komuś obcemu relacjonować moje życie i uczucia, opowiadać mu o sobie, o tym, jaka jestem, jak postępuję i co mną kieruję. Nie chodzi o to, że się krępuję czy wstydzę, uznaję po prostu, że to strata czasu i pieniędzy. Niedawno znalazłam w szufladzie swoje stare zapiski, sprzed 4-5 lat, pisałam wtedy bardzo mało i krótko, tworzyłam zdania-koła ratunkowe dla siebie, które w tamtym czasie naprawdę mi pomagały. Będę zapisywać wszystko to, co jest dla mnie trudne, co wydaje mi się nie do uporządkowania w głowie, może próba zapisania pozbawi moje myśli chaosu? Najbardziej zależy mi na tym, żebym pomogła mi się uspokoić, wyciszyć emocję, rozluźnić, zdjąć napięcie z karku, dłoni i żuchwy. Chcę móc umieć poczuć w sobie lekkość, pozbyć się ciągle towarzyszącego mi poczucia winy i poczucia niedoskonałości tego, co robię w życiu.  Wracając jeszcze do pogody za oknem, co za różnica, czy ś...

Zła feministka

Pisanie jest tańsze niż terapia czy prochy. Roxane Gay,  Zła feministka

Wku*w

 Rozchorowałam się, obudziłam się z rano z zatkanym nosem, bolącym gardłem i stanem podgorączkowym. Jestem zła, chociaż wiem, że to i tak nic w tym przypadku nie pomoże. Na zewnątrz jest 18 stopni i wciąż króluje słońce, mieliśmy dziś wziąć rowery i jechać w góry. Nie jest mi wcale przykro, tylko jestem zła, a nawet wkurwiona. Totalnie. Wkurwia mnie też to, że jestem wkurwiona i że nie umiem sobie z tym poradzić. Ostatnio wkurwienie to mój permanentny stan, na pytanie przyjaciółki "co tam, co słychać" zazwyczaj odpowiadam: wkur/narastający wkurw/wrrrrr. Wiem, że to bez sensu, wiem, że taki stan rzeczy w mojej głowie tylko wszystko burzy i niszczy a na pewno nie pomoże mi nic zbudować, ale bardzo bardzo trudno mi się ostatnio uspokoić. Wkurza mnie w zasadzie wszystko: smog, sąsiedzi którzy w sowich ogródkach włączają muzykę z głośników ( próbowaliśmy zwracać uwagę), ludzie w pracy, kierowcy samochodów, których mijam w drodze do pracy, mający gdzieś jadącą zgodnie z przepisami ...

Słońce

 Od dwóch dni mamy pogodę iście wiosenną. Niebo jest błękitne, na horyzoncie nie widać ani jednej najmniejszej nawet chmurki. Słońce oślepia i ogrzewa, a to dopiero początek marca. Codziennie jeżdżę do pracy rowerem, niezależnie od pory roku i pogody. Zazwyczaj w lutym, marcu i kwietniu ja i mój rower tonęliśmy w błocie,  oblepieni małymi mokrymi grudkami ziemi, łańcuch w przerzutkach rzęził, a w plecaku miałam zawsze ubranie na zamianę i szczotkę do czyszczenia zaschniętego błota. W tym roku jest zupełnie inaczej, ziemia jest twarda, ubita, jadące, nawet z małą prędkością, samochody wzbijają tumany kurzu, w plecaku mam tylko pudełka z jedzeniem, a rower jest w zasadzie czysty. Nie ma kałuż, nie ma błota, nie ma deszczu nawet w długoterminowej prognozie pogody, jest za to mocne słońce. Wydaje się mocne, nie znoszące sprzeciwu, rządzi niepodzielnie, wszystkie obłoki pouciekały. Czasami myślę, że nawet się go boję, kiedy nas tak ogrzewa, przypieka, doświetla, kiedy muszę mrużyć ...