Posty

Wyświetlanie postów z 2025

Sobota

Obraz
  Wciąż doleczam moje przeziębienie, do kompletu przyplątało mi się jeszcze jedno zapalanie. Więc to już postanowione, siedzę w domu, cały weekend. Towarzyszyć mi będą Sąsiadki . 10 poetek niemieckich w wyborze i opracowaniu Tomasza Ososińskiego ( wydawnictwo Warstwy) i Trzecie Królestwo Knausgarda ( wydawnictwo Literackie).  Poezja zdecydowanie pomaga mi nabrać dystansu do świata, ale przede wszystkim do samej siebie i mojego miejsca tu w tym nieskończonym wszechświecie. Nie rani mnie, nie smuci ani nie przeraża obraz mojej kruchości i znikomości na tle rozciągniętego nie tylko w przestrzeni ale również w czasie świata. Miliardy lat, miliardy lat świetlnych i w tym wszystkim ja ze swoim znojem dniam powszedniego. To mnie jakoś pociesza, oddala od swoich zmartwień i natarczywych myśli. Czytam i czuję jak lekko unoszę się nad ziemią, ale nie z powodu swojego mniemania o sobie, jest to raczej wynikiem spotkania ze świętością, bo tak ostatnio postrzegam poezję. Ona mnie uwzniośla...

Czytajmy poezję!

Obraz
 Po sobotnim pobycie w Karkonoszach znowu dopadło mnie przeziębienie. Ale i tak było warto wędrować, złote igły modrzewi, przedzieranie się przez zasypane suchymi liśćmi szlaki. Szelest pod butami. Najpiękniejsze były mgły, które z daleka wyglądają jak coś miękkiego i białego. Z bliska niestety już nie są aż tak przyjemnie, miękkość zamienia się w wilgoć a biel w ducha. Chmury i mgły to jedno z największych rozczarowań mojego dzieciństwa. Wierzyłam, że kiedyś, kiedy zdobędę jakiś wysoki górski szczyt uda mi się wskoczyć na chmurę, trochę na niej poleżeć, poszybować gdzieś niedaleko, przytulić się do niebiańskiej miękkości. Niestety, pamiętam jak dziś, jestem w górach z rodzicami i siostrą a mama  tłumaczy mi świat: to, co nas w tej chwili otacza to mgła. Jak to? To niemożliwe ! Ta przezroczysta wilgoć to chmura moich dziecięcych marzeń? Tak, to właśnie ona. Ech. Mimo tego rozczarowania wciąż uważam mgłę za coś magicznego, zupełnie nie z tego świata. Ale ja dziś nie o tym. Od p...

Listopadowe wędrowanie

Obraz
 Przyszedł listopad, w tym roku jakoś się go nie obawiałam. Długie leśne spacery z moim Słonecznym Psem i z K. Góry, również w tej samej konfiguracji. Jakoś leci. Już tu chyba pisałam jak bardzo kocham chodzić, wędrować, maszerować, snuć się po różnych przestrzeniach. Moje ciało i dusza najbardziej lubią wędrówkę- miarowy krok, delikatnie szybszy oddech, poruszone mięśnie i wymienione powietrze w płucach. Najlepiej maszerować w górach po lesie lub w lesie tuż przy morskim brzegu. Uwielbiam moment w czasie wędrówki, kiedy w końcu zaczynam czuć rozlewający się po całym moim ciele spokój, myśli przestają tak szybko płynąć, mięśnie się odprężają, a ja się uśmiecham, bo zaczynam czuć szczęście.  Staram się bardzo dużo chodzić, to mnie wyjątkowo wycisza i za każdym razem raduje. Potrzebuję szczęścia i spokoju. Jak dobrze, że chodzenie jest na wyciągnięcie ręki, jak lek, po który nie trzeba biec do apteki ani zamawiać go przez Internet. Wystarczy założyć buty ( można też iść boso), u...

Jesień

Obraz
 Nie napisałam tu ani słowa od 10 sierpnia. Za dużo od tego czasu też nie przeczytałam. Wczoraj skończyłam "Obiekty głębokiego nieba" ( Sine Qua Non) Jakuba Małeckiego. Bardzo mocno rezonowały z moim obecnym stanem. Stanem kobiety w kryzysie wieku średniego, w kryzysie różnych relacji z bliskimi mi ludźmi, z nostalgią wypisaną w oczach i smutkiem zagrzebanym gdzieś głęboko w trzewiach. Jakiś taki dziwny czas. Z jednej strony mocno nerwowy, chwiejny, a z drugiej powolny, balansujący w próbach odnalezienia jakiegoś rytmu, prądu, z którym albo według którego będzie można po prostu być.  Przez sierpień i pierwszą połowę września mocno się ze sobą boksowałam, boksowaliśmy się również wzajemnie z K. Nie wiem, czy coś z tego wyniknęło. Na pewno skutkami ubocznymi były wylane wiadra łez, nieprzespane noce, przekroczone granice kulturalnej dyskusji, brzydkie słowa padające z kochających przecież ust. Teraz jest spokojniej, lepiej śpię, prawie już nie płaczę, częściej pozwalam sobie cz...

Obsesja liczenia

Obraz
 Obsesja liczenia. Miałam ją chyba od zawsze, to znaczy od kiedy nauczyłam się liczyć. Liczyłam ile lat będzie miał mój tata, kiedy osiągnę pełnoletność, kiedy skończę studia, urodzę ewentualne dzieci. Tata był poddawany tym wszystkim działaniom matematycznym ze względu, jak wówczas mi się wydawało, na jego podeszły wiek. Został ojcem, kiedy miał 40 lat.  W te wakacje liczyłam dni, które zostały do końca urlopu, w ostatnich dniach liczyłam godziny. Chyba jestem jak jeden z bohaterów „O” Mikki Liukkonena, znerwicowana albo moją duszą zawładnęła jakaś fobia. Równolegle z „O” czytam trzecią część „Mojej walki” Karla Ove Knausgarda. Po powrocie, czyli już, jak wskazuje nawigacja, za 5 godzin i 37 minut będę kontynuowała swoją walkę. Postanowiłam bardziej skupiać się na tym co robię w bieżącej chwili, spróbuję walczyć z gonitwą myśli i kompulsywnym zaglądaniem do telefonu ( w różnych celach). Jak Karl Ove i Jolanta Brach- Czaina będę się skupiała na obieraniu cebuli, ruchach dłoni ...

Wakacyjna melancholia

Obraz
 Nie wiem, czy to z powodu kryzysu z K., zdecydowanie mniej upalnych, niż w ostatnich latach, wakacji, czy może niefortunnego układu planet , ale codziennie chwyta mnie za gardło melancholia . Czuję ją też w brzuchu, coś pobolewa, coś się napina i nie chce luzować. Żal mi lata, zachodów słońca, leniwych spacerów po plaży i lesie, światła, deszczu, zapachu ściółki, blasku morza i czucia wiatru na skórze. Od połowy wakacji zaczęłam nerwowo liczyć dni do ich końca, nie wiem dlaczego to robię, ale właśnie ta czynność jest odpowiedzialna za spięcie w brzuchu. Czuję jak razem z czasem pędzę gdzieś dalej i dalej, szybciej i szybciej. Nigdy tak bardzo nie pragnęłam zatrzymania czasu, jak w te wakacje. Nigdy tak bardzo. Nie boję się powrotu do rzeczywistości, przeraża mnie sprint minut, godzin, dni.  Przeczytałam dziś na plaży „Reguły na czas chaosu” Tomasza Stawiszyńskiego (Znak Literanova). Memento mori, to była ostatnia opisana przez autora reguła. Może to o nią chodzi, o śmierć? Bo...

Morze może

Obraz
Melancholia wkradła się w moje życie po śmierci taty. Skłonności do popadania w stany smutku miałam od zawsze, zdecydowanie jednak w ostatnich latach zwiększyła się ich częstotliwość. K.  ma chyba teraz taki czas. Może „to” przychodzi wraz ze śmiercią rodzica. Czy zostaje już na zawsze?  Na zdjęciu sopocka Piaskownica.

Człowieczy wakacyjny los i książki

Obraz
  Kończy się drugi tydzień naszych wakacji. Sporo czasu spędziliśmy na Podlasiu. Teraz jesteśmy nad Bałtykiem. Jest spokojnie, zielono, pachnie wodą i ze względu na temperatury- trochę jesienią. Na Wschodzie zdecydowanie więcej czytałam, pamietam, że obie moje lektury były warte czasu, który im poświęciłam, ale zupełnie nie pamiętam o czym była jedna z nich „Kłamcy” Sary Manguso (Filtry).  W Białowieży, siedząc pod trzema brzozami, przeczytałam norweskich „Gości” Agnieszka Ravatn (Pauza).  Myślę, że ta książka była przede wszystkim o codziennym fałszu,w którym żyjemy z konieczności albo z wyboru, o tym jak trudno być autentycznym, o naszych słabościach, kompleksach i lękach.  W Puszczy Knyszyńskiej sięgnęłam po „Ostatniego Białystokera”  Marty Sawickiej-Danielak (Wielka Litera). Zupełnie mnie ta lektura poraziła, żydowski Białystok, którego już nie ma i nigdy nie będzie. Tony cierpienia, hektolitry zwierzęcego strachu i ogromu niemocy.  Potem przyszedł kryz...

Nie koniec, nie początek Anna Bikont

Obraz
Kompletnie nie wiem co napisać o ostatnim czasie. Czytam najnowszą książkę Anny Bikont. Niestety, jest bardzo aktualna. Nienawiść kierowana w stronę imigrantów, ludzi o innej kulturze, wyznaniu, kolorze skóry. Bardzo mi źle i smutno żyć w tej brunatnej rzeczywistości. Jak to powiedziała Korwin Piotrowska w swoim podkaście : szczepionka II wojny światowej już dawno przestała działać.  Ogarnia mnie pusty śmiech, kiedy myślę o powtarzanym na każdej smutnej państwowej uroczystości Nigdy więcej wojny.  Dookoła K. coraz więcej odchodzenia i przemijania. Ciotka N. cierpi z powodu postępującego w zastraszającym tempie otępienia. K. coraz bardziej boli się starości i utraty kontroli nad swoją głową. Za oknem deszcze i deszcze. Wiem, że są potrzebne, poza tym sama nie lubię upałów. Ale, to tegoroczne lato, przykryte ołowianymi chmurami, wydaje się bardzo ponure. Za chwilę wakacje, urlop.  Czytajmy! Bo co innego nam pozostało? Dorota Groyecka napisała na swoim instagramie, że nie tr...

"Grzybiarka" Victorie Hanisova

Obraz
Mieliśmy być w ten weekend w górskiej głuszy pozbawionej Internetu i ludzi, jednak Świat toczy się własnym rytmem, nie wtajemniczając nas w swoje zamiary. W piątek po 18 dotarliśmy na miejsce, po 22 otrzymaliśmy informację o śmierci ojca K.  O 6 rano byłam już w drodze powrotnej do domu, a K. w pociągu w drodze do pustego mieszkania taty. Memento mori zapukało do naszych dusz w chłodny lipcowy wieczór na wysokości 800 metrów nad poziomem morza w starej górskiej chacie pod świetlistym lasem. Nikt nie ucieknie przed Ciemną Panią, nikt nie zdoła się przed nią schować. Wczoraj pół dnia odsypiałam poprzednią nieprzespaną noc, potem sprzątałam i byłam na spacerze w lesie. Dzisiaj zjadłam śniadanie w łóżku i wskoczyłam na rower. Pojechałam na kawę, zabrałam ze sobą podkast Karoliny Korwin Piotrowskiej i książkę Grzybiarkę Victorii Hanisovej. Kawę wypiłam dość szybko, bo zapowiadał się bardzo upalny dzień, chciałam zdążyć do domu przed uderzeniem największego gorąca. Pisałam tu kiedyś, że ...

Nowy świat Stare zdjęcia

Obraz
 Kilka dni temu przyniosłam z domu mamy albumy ze zdjęciami z mojego dzieciństwa. Znalazłam, co mnie bardzo ucieszyło, zbiór starych fotografii, wiele z nich zostało wykonanych w drugiej połowie XIX wieku. To moi przodkowie od strony taty. Pomyslałam, że to ciekawe, moi krewni zatrzymani w czasie przez aparat fotograficzny podróżują w kartonach, albumach i teczkach w czasie i przestrzeni. Mijają lata, wieki, zmieniają się granice, miejsca zamieszkania, wybuchają wojny, gdzieś indziej gasną konflikty. Lata stają się coraz gorętsze, zimy coraz łagodniejsze, życie przenosi się do świata wirtualnego, gasną rozmowy międzyludzkie, ale na świecie nie jest ciszej, gwar konwersacji zastępuje ryk maszyn i smród spalin. A oni cały czas nam towarzyszą, zamieszkują coraz bardziej nowoczesne szafki, segmenty, i szuflady. Czasami, włożeni w ramki obserwują z wysokie regału życie współczesnych. Ostatnio sporo myślę o dawnym świecie właśnie w kontekście dźwięków, rozmów. Każdy głos w końcu ucichnie...

Stany raju Laura van den Berg

Obraz
Gniję dzisiaj od rana w łóżku. Tak postanowiłam, a może za mnie zdecydowały upał i miesiączka. K. pojechał na rower, a ja zjadłam śniadanie, a potem obłożona tabletami i komputerami wróciłam do łóżka. Zaczynam planować nasze wakacje, oglądam mapy, szukam noclegów i miejsc, które nie tylko chcemy zobaczyć, ale przede wszystkim poczuć. Na pierwszy plan i pierwsze półtora tygodnia wysuwa się nasz ukochany wschód: dwie puszcze Białowieska i Knyszyńska, potem prawdopodobnie Mazury i Bałtyk, za którym tęsknimy nieustająco. Był nawet kiedyś pomysł przeprowadzki nad morze, ale uznaliśmy, że wtedy mielibyśmy zdecydowanie za daleko gór, bez których w zasadzie trudno nam żyć. No cóż, pozostaje nam cieszyć się z coraz szybszych i coraz bardziej komfortowych pociągów, którymi kilka razy do roku podróżujemy na wybrzeże.  Skończyłam czytać Stany raju Laury van den Berg i zabrałam się za Ida przejmuje kontrolę Kjersti Halvorsen. W obu książkach obserwujemy nasz współczesny świat, które jest coraz ...

Mój Słoneczny Pies

Obraz
 Mój pies, a w zasadzie pies mojej mamy, którego ogromnie przeogromnie kocham, wszystko robi słonecznie. Po pierwsze wygląda jak jedno wielkie słoneczko, jego ciałko, jego wiecznie uśmiechnięta buźka, lekko gapowate oczka i otwarty pyszczek. Po drugie, jest miękki i ciepły, jak słońce. Słońce musi być miękkie, nie mam wątpliwości. Po trzecie, wszystkie jego ruchy są bardzo słoneczne, słodkie, kojące i dające radość. Jego obecność oprócz dużej dawki radości wywołuje u mnie również wzruszenie. Jak to możliwe, że coś tak słonecznego jest na naszej Ziemi, włochate i ciepłe szczęście. Wszystko czego chcę i czego potrzebuję, to wtulić się w jego sierść, głaskać go po główci i przyglądać się jego smiejącej się twarzy. Jak najwięcej i jak najczęściej.  Nasze Słoneczko

Nie, bo nie. "Stan raju".

Obraz
 Dalej nie czuje się najlepiej. Już tu kiedyś pisałam o korelacji mojego zdrowia fizycznego z psychicznym. Dopadło mnie zapalenie zatok i od razu zdecydowanie obniżył mi się nastrój. Nie znoszę słabej siebie, kaszlącej, kichającej, bolejącej, nie akceptuje. Nie mam teraz mocy na jazdy na rowerze i szybkie spacery, czyli na moje lekarstwa dla duszy. Pewnie dlatego dusza też choruje. Porzuciłam "Bilą vodę", odrzuciła mnie rozwleczona historia kościoła. Pewnie dlatego, że ostatnio bardzo źle myślę o instytucjach katolickich i upatruje w nich winy za całe zło naszego kraju. No może nie całe, ale na pewno za 3/4. No i najważniejsze, w ogóle nie mogę czytać. Zaczęłam wczoraj "Plac zabaw" Powersa i porzuciłam po kilkunastu stronach. Udało mi się przeczytać kilka stron "Stanu raju" Laury van den Berg, zobaczymy, póki co, nic nie mówię, "nie zapeszam" ( nienawidzę tego określenia). Ściągnęłam na czytnik "Grzybiarkę" Hanisovej. Ludzie piszą, że t...

"Oida" Marty Michalak, kryzys psychiczny i "Bila voda" Kateriny Tuckovej

Obraz
 Dopadł mnie ostatnio mocny kryzys. Znowu wróciły napady lękowe, nocne wybudzenia z uczuciem duszności i rozpierania w mostku. Pierwszy raz w życiu nerwowy ból brzucha towarzyszył mi chyba przez cały tydzień. Stresowała mnie mama, jej zupełnie nieprzystający do mojego charakter ( a może mania, na którą cierpi), ludzie, wielość społecznych interakcji. Zauważyłam, że mocno przeżywam nadmiar, jak dla mnie, spotkań, rozmów, sytuacji, wydarzeń. Zachowuje się jak pies mojej mamy, który po intensywnym dniu, żeby zasnąć i się wyciszyć kotłuje się i poszczekuje w swojej filcowej budzie. Wyrzuca z siebie resztki energii, wypluwa stres i emocje, w końcu opada na miękką poduchę i zasypia, twardo i mocno. Ja, żeby się wyciszyć, leżąc już w łóżku scrolluje telefon, przerzucam wszystkie swoje myśli na drugą stronę ekranu, jestem tam w tej wirtualnej rzeczywistości, daje czas, żeby w realnym wymiarze opadł kurz wydarzeń i wszystko wróciło na stare tory. Pomaga. Pomagają mi bardzo rozmowy z moim K....

Swirszczyńska jest mocą

Obraz
Słuchałam dziś podkastu Karoliny Korwin - Piotrowskiej "Pierwsza Młodość". Pod koniec odcinka pojawił się wiersz Bolesława Leśmiana "Dwoje ludzieńków" w wykonaniu Sanah i Sobela. Wzruszyłam się. Poezja zatakowała mnie w czasie popołudniowego cięcia lawendy, mimo chłodu, słońce oświetlało trawę i drzewa złotym ciepłym blaskiem. Zrobiło mi się tak miło i dobrze, przez te chwilę. Wróciłam do domu z ogromną potrzebą czytania poezji. Sięgnęłam po Anne Świrszczyńską "Poezje zebrane", otworzyłam tomiszcze na chybił trafił. Ogniotrwały uśmiech Znalazłam w sobie siłę, żaden człowiek mi jej nie odbierze. Człowieka można zastąpić. Zapłaciłam za tę naukę cenę, której jest warta. Przeszłam przez kąpiel z ognia, jak wybornie wzmacnia ogień. Wyniosłam z niego ogniotrwały uśmiech. Nikogo już nie poproszę, żeby mi położył rękę na głowie. Oprę się o siebie. Jak średniowieczne miasto jestem zamknięta, zwodzony most się podniósł. Możecie to miasto zabić, lecz nikt nie wejdzie...

Małe tęsknoty, krótkie tęsknoty

  Zmarł Joka, raper Kalibra 44. Kiedy ktoś umiera, lubię wchodzić na jego profile w mediach społecznościowych i przeglądać wpisy. Wiem, to dość dziwne, ale interesuje mnie, co udostępnił na swoim wallu na przykład tydzień przed śmiercią, w jakim wtedy był nastroju, co robił, czy przypuszczał, że to już za chwilę, za momencik? Wiadomo, że nie. Był i tak nagle go nie ma. Tak nagle, czasami mam ochotę z tego powodu głośno wyć. Jak dzikie zwierzę, w ataku jakiejś furii, emocji, z którą nie potrafię sobie dać rady. Nie daję sobie rady ze śmiercią, z jej wizją, z uczuciem, że każdego dnia jest coraz bliżej.      W jednym z komentarzy pod postem informującym o śmierci rapera ktoś wrzucił link do utworu Kalibra Moja obawa.  Może słowa te za małe są Przecież jestem tylko łzą przecież jestem tylko wszą.       Nie umiem się pogodzić z tym, że jestem tylko wszą, tylko łzą. Chciałabym coś po sobie zostawić, coś a może kogoś. Jakiś ślad. Nie wiem po co, skoro i...

Majowy Cień smutku

      Odwiedziła nad niedawno osiemdziesięcioletnia ciotka K. Była u nas pierwszy raz, przyjechała z życzeniami urodzinowymi dla mojego chłopaka. Męcząca to była wizyta, bardzo. Ciocia cały czas się powtarzała, zadawała setki tych samych pytań. Bardzo się staraliśmy, żeby było miło, ale po jej wyjściu poczuliśmy się oboje bardzo zmęczeni. Sporo ostatnio z K. rozmawiamy o starości, o naszych rodzicach, a konkretnie o mojej mamie i tacie K., pozostałych już nie ma na ziemskim świecie. Starość przychodzi tak niespodziewanie, jednego dnia jej nie ma, drugiego już jest i zostaje z nami na zawsze. Jej też się boję, tym bardziej, że nie potrafię jej zaakceptować. Myślę, że moje trudności w kontakcie z mamą właśnie tym są spowodowane. Nie umiem się pogodzić się z procesem, który już się zaczął, moja rodzicielka się starzeje, sapie, ma problemy ze snem, głośno mówi, nie wszystko pamięta, zdarza jej się powtarzać coś kilka razy, do tego ma nadwagę i czasami bolą ją nogi.  ...

Niebo w kolorze siarki i maj w kolorze zieleni

Obraz
     Majówka w Górach Bystrzyckich, cudownych, prawie bezludnych, świetliste lasy, śpiew ptaków i szum rzeki. Chyba odpoczęłam. Starałam się odkleić od telefonu i stopniowo wyrzucać sterty niepotrzebnych myśli z głowy. Pomóc mi w tym miały rowery przeplatane z pieszymi wycieczkami. No i książka. Wzięłam za sobą Niebo w kolorze siarki Kjell Westo. Zauważyłam, już zresztą jakiś czas temu, że nie potrafię się skupić na czytaniu, dopóki się porządnie fizycznie nie zmęczę. Chaos, chaos, to on jest moim nieodłącznym towarzyszem. Rower uratował moją biedną głowę przed popadnięciem w rozpacz. Jeździliśmy bardzo dużo, znowu czułam, że mam mocne i wytrzymałe ciało, rusztowanie, które jest w stanie nieść mnie przez życie. Zmęczenie, czasami ekstremalne pomagało mi skupić się na fabule książki, czerpać przyjemność z picia kawy i słuchanie odgłosów wiosny.       Poczułam, że ten wyjazd pomógł nam do siebie wrócić, ostatnio z K. mieliśmy zdecydowanie gorszy czas, ba...

Just relax

 Ostatnio prowadzimy z K. trudne rozmowy, dotyczące naszego związku, naszej ewentualnej wspólnej przyszłości, mojej falującej chęci posiadania dziecka i również moich nikłych potrzeb seksualnych. K. cierpi z tego powodu, trudno mu się pogodzić z moim tak mało sensytywnym ciałem i niskim libido. Rozmawiamy. Kłócimy się, złościmy ( głównie ja). Jest trudno. K. wyjechał na parę dni. Ostatnia nasza rozmowa, kiedy odwoziłam go na dworzec, była spokojna, ale bardzo rzeczowa. K. zawsze jest rzeczowy, potrafi unieść się ponad emocje, mówić tylko o gołych faktach, jego obserwacje i wnioski są zazwyczaj bardzo trafne. Za to ja w takich sytuacjach czuję, jakbym tonęła w oceanie emocji, porywa mnie jakiś wir, kręcę się i na oślep łapię to, co mam w zasięgu dłoni. Szaleję od złości, agresji, bycia zimną suką, po próby tulenia, całowania, pełne miłości smsy. No więc K. mi zarzuca, że jestem zbyt spięta, nie tylko w seksie, ale też i w życiu, za dużo myślę, analizuję, a przecież i tak nic nie wym...

Piwo, ścianka wspinaczkowa i głośne czytanie

 Delikatnie poprawił mi się nastrój za sprawą treningu na ściance wspinaczkowej, wypitego piwa i głośno czytanej książce W imię matki i córki. Uwielbiam czytać na głos, ale nie zawsze mam na to ochotę, nie zawsze to czuję. No i muszę być wtedy sama w domu. K. pojechał na świąteczne spotkanie z córką. Ja siedzę na kanapie, czytam, piję i jakoś mi dobrze, w tym momencie czuję się naprawdę w porządku. Ale może to oszukane uczucie, bo wywołane mieszanką endorfin, alkoholu i dobrej literatury? Może to mój przepis na szczęście. Czasami do tej mieszanki dorzucam również paczkę kwaśnych żelek. Efekt natychmiastowy, uśmiech na twarzy, uspokojenie gonitwy myśli. To moje używki, które pomagają mi się uziemić i być tu i teraz. Ciekawe, często po alkoholu zaczynam bardziej czuć, że żyję, czuję swoje ciało, swoją głowę, mam  lepszy kontakt z duszą, z receptorami mojego ciała, zdecydowanie bystrzej i sprawniej pracują również inne moje zmysły. Doznania w czasie seksu też są inne, mocniejsze,...

Kobiecy kryzys wieku średniego

 Znowu rezonuję z W imię matki i córki. Tak się ostatnio czuję, o tym rozmawiałam z K. i z przyjaciółką. Tak, około dwudziestki, trzydziestki, czasem wcześniej, czasem później, opadają zwykle iluzje. Przychodzi ból-że nas oszukano. Czasem wściekłość. Pod progiem świadomości. Możemy stać się radykalni, zacząć walczyć z zaciśniętymi zębami, czasem nawet wysadzać coś w powietrze. Czuję jednocześnie ból i wściekłość. Stałam się też agresywna, trochę się tego wstydzę, ale tylko trochę. Agresywna i może radykalna? Czuję, że są dni, kiedy przeżywam całe spektrum emocji, od wściekłości i chęci zrobienia komuś fizycznej krzywdy po wzruszenie w czasie leśnego spaceru i współodczuwanie z ludzkością. Po przeczytaniu tego fragmentu jakoś mi teraz lżej i łatwiej. Chciałabym poznać kobiety, mężczyzn w moim wieku, którzy czują to samo, którzy są mi podobni. Chcę poczuć jeszcze większą ulgę i lekkość. Gdzie jesteście?

Po co jesteśmy na tym świecie?

 Gizela, bohaterka wspominanej w moim ostatnich postach książki W imię matki i córki (B., J. Helbig): Gizela (  w profetycznym uniesieniu): Ach. Ludzie i ludziska. Nie mamy pojęcia, kim jesteśmy. Nie wiemy, po co przychodzimy na świat, czy może istniejemy cały czas, od zawsze, bez początku i końca. Nie wiemy nic. Być może wszyscy jesteśmy herosami. Bo codziennie zwlekamy się z łóżka jednak. Udajemy przed sobą nawzajem, że wiemy. Że wszystko w najlepszym porządku, pod kontrolą. Że chodzi o to, żeby załatwiać różne sprawy, zarobić na siebie, iść do przodu. Udajemy przed dziećmi, że wszystko jasne, nie gadamy z nimi o tym w szkole. I tak ślepo po omacku brniemy. W naszą podróż. Podróż planetarną, a może nawet międzyplanetarną. Piekielnie samotni. Śmiertelnie zazwyczaj zranieni.  [...] Bezdennie niepewni. Trochę przerażeni. Życząc sobie dzielnie miłego dnia. Dobrej nocy. Podpierając się nawzajem. W tym nieskończonym, wciąż ekspandującym uniwersum, które powstało z niczego alb...

Nasze biesy według Gizeli bohaterki książki "W imię matki i córki"

Obraz
 Zobaczcie, jakie biesy nawiedzają główną bohaterkę książki " W imię matki i córki" pań Helbig. 1.  Jestem ofiarą, zostałam oszukana i skrzywdzona. 2. Jestem wszystkiemu winna i będę się karać do upadłego. 3. Uratuję i zbawię na wszystkich. Brzmi znajomo, prawda? Prawda, bo to cała prawda o mnie. Wspominałam już, że literatura piękna jest dla mnie jak psychoterapia. Podtrzymuję.  Gizela jest kobietą w trakcie menopauzy, określa siebie mianem dynamitu, który musi kiedyś wybuchnąć. Nie wiadomo tylko kiedy, a najbardziej przerażający scenariusz to ten, kiedy nie dochodzi do eksplozji, bo następuje samospalenie. Jedyny! Nie jestem kobietą w wieku Gizeli, ale jestem jak ona! Czytam dalej, bo dalej jest jeszcze lepiej i jeszcze bardziej o mnie. [...] nadmierna czujność i wybuchowość, do której dochodzi wtedy, gdy zestresowany organizm zatraci zdolność regulacji systemu nerwowego i wciąż jest w pogotowiu, zawsze niespokojny i nigdy nie u siebie, wciąż w gonitwie. Sam się niejako...

Przyjemności

Obraz
 W moim życiu najbardziej cenię możliwość czytania książek. Uwielbiam to robić, to najprzyjemniejsza część dnia i nocy. Nie umiem czerpać takiej samej radości i satysfakcji z innych rzeczy, nigdy nie osiągnęłam kosmicznego orgazmu w seksie z partnerem. Najprzyjemniej jest mi wtedy, kiedy się podniecam, dotykam i przeżywam rozkosz. Taka jestem, oczywiście zdarzają mi się dni, kiedy czuję się niepełna, sfrustrowana i gorsza od innych. Szybko jednak zdaję sobie sprawę, że to nie moje uczucia i emocje, tylko społeczeństwa popkultury, w którym żyje, i które mnie codziennie atakuje.  Mimo wszystko po stosunku seksualnym, nawet jeśli nie zakończonym moim orgazmem, czuję się jak nowonarodzona. Podobne odczucia towarzyszą mi po wypróżnieniu, w czasie górskiej wędrówki i po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów na rowerze. Często też w czasie jedzenia frytek i popijania ich piwem. Taki posiłek zazwyczaj serwuję sobie w jakimś górskim schronisku.  I tyle, dalej słucham Morza możli...

Podkast i książka

Obraz
 Zaczęłam dzisiaj czytać "W imię matki i córki" Brygidy i Justyny Helbig. Fragment blurbu: Słowa bywają różne, pełne miłości lub bólu, pełne ukrytych historii. Bo matka i córka mają sporo do przepracowania. Wspierają się, ale też ścierają. Bywa, że mają dość - siebie i wszystkich wokół. A w końcu [...] wiedzą, że dadzą radę, że wyjdą z kryzysu mocniejsze i wszystko będzie dobrze.  Nie wiem, czy ze mną jest wszystko w porządku, bo ostatnio coraz rzadziej myślę, że będzie dobrze. No bo jak to, będzie dobrze? Skoro na końcu jest śmierć, czyli jedna wielka niewiadoma. Rozstanie z najbliższymi, z ludźmi, zwierzętami z ukochanymi miejscami, pożegnanie śpiewu ptaków, wiosennej zieleni i zapachu lasu po deszczu. Przede wszystkim koniec z książkami i czytaniem. To dla mnie niepojętę. Kiedy o tym myślę, chociaż staram się to robić niezwykle rzadko, dreszcz przebiega mi po plecach, a w głębi ciała czuję ciarki. Może mam za mały rozumek, żeby to wszystko pojąć. Pewnie tak, ale nic na to ...

Pstrążna

Obraz
Jesteśmy z K. w Kotlinie Kłodzkiej. Przyjechaliśmy tu na rowery. Jest ciepło, sucho, wiosennie. Ptaki śpiewają, a tu gdzie śpimy, nie dochodzą odgłosy cywilizowanego świata. Właśnie wróciliśmy ze spaceru, dokoła sielskie krajobrazy, góry, łąki, lasy, polne ścieżki. Idylla. Jest złota godzina, siedzimy przed naszym górskim domkiem . Trochę skłamałam, że nie słyszymy odgłosów cywilizacji, sąsiad właśnie odpalił traktor, ale to dla mnie akurat dość miły dźwięk, odsyła mnie na wieś. Taką spokojną i dobrą. Światło mającego wkrótce zajść słońca jest moim ulubionym rodzajem światła. Daje mi czystą radość z powodu bycia na tym świecie, możliwości gapienia się na zieleń i słuchania odgłosów przyrody. Z drugiej strony wiosenne i letnie zachody słońca wprowadzają mnie w lekki nastrój nostalgii, długie cienie rzucane przez rzeczy, drzewa, budynki, kamienie i ludzi nie pozwalają zapomnieć o cieniu, mroku, śmierci. Po złotej godzinie przychodzi zmierzch, chłód, ciemna noc. Ale po nocy przychodzi ja...

Szpital

 Byłam w szpitalu, jeden dzień, drobny zabieg ginekologiczny. Ciekawe, mimo braku zagrożenia życia, znieczuleniu tylko miejscowym poczułam, po raz kolejny, że nie jestem nieśmiertelna. A to coś, co mi wyrosło w szyjce macicy pokazało mi, że jestem już też trochę zepsuta, że wszystkie destrukcyjne procesy tego świata dotyczą również mojego organizmu. No i wiadomo wszyscy umrzemy i takie dni. Takie życie, właśnie takie.

"Ćwiczenia z ciemności"

 Właśnie skończyłam czytać Ćwiczenia z ciemności  Naji Marii Aidt. Też, jak główna bohaterka cierpiałam ( a może wciąż cierpię) na zaburzenia lękowe. Moje miały inne źródło, były związane ze śmiercią bliskiej osoby, ale okoliczności były zupełnie inne. Inny kaliber traumatycznego zdarzenia.  Pod koniec książki główna bohaterka zaczyna pracować u swojej przyjaciółki w jej kwiaciarni. Jest świeżo po zakończeniu terapii traumy, nie czuje się najlepiej, najstabilniej. Wie jednak, jak powinna zachowywać się pracownica kwiaciarni wobec klientów. Zaczyna bawić się w przedstawienie teatralne, jest więc bardzo miła, często się uśmiecha, życzy ludziom miłego dnia, chętnie doradza w wyborze kwiatów, zagaduje. Wydało mi się to bardzo interesujące. Bohaterka, która codziennie od wielu lat ćwiczy się w byciu w ciemnościach, unika ludzi, często skulona zasypia na podłodze, spędza czas siedząc na balkonie i patrząc w mrok, boi się konfrontacji ze swoimi synami, ich emocjami i problemami....

Ćwiczenia w jasności przy pomocy kodów do Legimi

Jak to się stało i co ci się przytrafiło, że tak źle ci na świeci  i w życiu teraz jest? Ćwiczenia z ciemności, Naja Marie Aidt A mnie się właśnie ostatnio poprawiło, czuję się zdecydowanie lepiej niż jeszcze tydzień temu. Może mojej duszy pomogła zamiana czasu, a co za tym idzie więcej światła? A może moja samoświadomość ciągle rośnie i potrafię już nad sobą i ze sobą pracować, racjonalizować pewne rzeczy, puszczać w siną dal złe myśli i powoli uczę się zapominania i nie rozpamiętywania? Może. Jak zwykle niczego, co dotyczy mnie, nie jestem pewna. Do tego się już przyzwyczaiłam i zaakceptowałam to. Zauważyłam, że moja samoświadomość rośnie wprost proporcjonalnie do liczby przeczytanych książek. Mam tu na myśli tylko i wyłącznie literaturę piękną, czasami poezję. Wykluczyłam ze swojego czytelniczego życia wszelkiej maści poradniki psychologiczne i inne, dla mnie bzdurne, książki kołczingowe. Wykluczyłam, zanim jakąkolwiek przeczytałam. Kiedyś jeszcze zdarzało mi się słuchać podkast...

"Na wulkanie" Radosław Kobierski

 Znalazłam czytam, w którym poczułam się jak u siebie. Czterdziestka plus była dokładnie tym, czym była. Końcem długiego snu o olśniewającej karierze czy awansie, o życiu na własnych warunkach - i początkiem etapu rozliczeń. Niby śmialiśmy się we własnej wąskiej grupie rówieśników z tych wszystkich  żartów o smugach cienia, próbowaliśmy rozbroić powagę za pomocą ironii, niektórzy korzystali z różnych narzędzi analitycznych, ponieważ analiza zawsze odbierała nieco dramatycznej siły wydarzeniom, ale jednak większość z nas, prędzej czy później, musiała się skonfrontować ze zmianą, zapowiadaną czy niezapowiadaną, katastrofą, poczuciem jakiegoś braku. Na wulkanie, Radosław Kobierski

Nastroje i książki

 Zobaczyłam ostatnio znowu trochę więcej światła w moim życiu. Czuję, że dokonuje się w moim wnętrzu jakiś proces, coś grubszego. A może to tylko wahania hormonów, ruchy gwiazd i zaćmienie słońca? Nie wiem, ile tak naprawdę zależy od nas a ile od rzeczywistości, w której egzystujemy.  Próbuję pozwalać sobie na różne emocje, odczuwać wszystko co do mnie przychodzi. Do tej pory zazwyczaj ganiłam się za trudniejsze uczucia, miałam wyrzuty sumienia z powodu niektórych myśli krążących mi po głowie. Zobaczymy, czy w tym wytrwam i czy dzięki temu moje życie znowu zyska więcej światła. Chciałabym. Odsunęłam myśli o dziecku, po tym jak kolejny raz policzyłam pisarki, które lubię i cenię i które nie mają dzieci. Ta czynność zawsze przynosi mi jakąś ulgę. Uff, czyli tak można i wszystko jest ok, po prostu żyjesz swoim życiem i jesteś szczęśliwa.  K. mi ostatnio powiedział, że chyba za dużo siedzę w książkach a za mało w życiu. Bardzo mnie to dotknęło, ale po kilku dniach przyszła re...

Modlitwa o światło

 Ostatnio zastanawiam się, czy mam w sobie potrzebę opiekowania się kimś lub czymś. Coś jak instynkt macierzyński, tylko w roli dzieci obsadziłabym zwierzęta lub rośliny. Czy tego potrzebuję, czy traktuję raczej jako formę rekompensaty? Czy w ogóle mam prawo porównywać te różne formy istnienia i umieszczać na jakiejkolwiek skali ważności? Chyba nie mam.  Zaczęłam czytać "Na wulkanie" Radosława Kobierskiego, moją duszę chyba ciągnie do książek, w których jest eskapizm, pęd do zmian, powrotu do jakiejś formy pierwotnego i prostego życia. Może to po prostu pragnienia wielu współczesnych ludzi. Może jako ludzkość powoli, bardzo powoli bierzemy rozbieg przed dokonaniem jakiegoś ogromnego zbiorowego przewrotu? Nie umiemy ostatnio tryskać szczęściem, świat zaskorupiał w złych rzeczach, coraz trudniej znaleźć świetliste i jasne szczeliny.  Może za dużo myślę, zamiast po prostu żyć. Chyba nie potrafię inaczej, lubię myśleć! Łączyć myśli w pary, ciągi, szukać analogii i szalonych s...

"Gdy konieczność istnienia trudna jest do zniesienia"

  Kolejna książkowa nowość, która tak ze mną rezonuje. "Złodziejka matek" Genow jest między innymi, a może przede wszystkim o ucieczce. Ucieczce ze świata, ze swojej aktualnej roli życiowej, jakości egzystencji, oddaleniu się od ludzi, których musimy widywać, dzielić naszą codzienność. Czuję dojmującą potrzebę takiej ucieczki. Obawiam się jednak, że mojej duszy nie chodzi tylko o przeprowadzkę w góry nad morze, do innego kraju czy nawet na inny kontynent. Ona chyba bardzo chce się uwolnić z ciała, pragnie zupełnie zmienić rzeczywistość w której się obecnie znajduje. Marzą jej się inne emocje, na pewno mniej bolesne w swej natarczywości, nie wywołujące płaczu i dojmującego poczucia smutku. Moja dusza fantazjuje o niczym nieskrępowanej wolności, czystości i jasności myśli, ściśle określonym celu, braku odwracaczy uwagi i nagłych skomplikowanych zwrotów życiowych akcji. Ona szuka spokoju, wytchnienia, oddechu, rozpłynięcia się w czymś dobrym, miękkim, ciepłym, bezpiecznym, otule...

Bezdzietność w miłości i chaos decyzji

Znudzona pracą i życiem, siedziałam skurczona na obrotowym krzesełku i patrzyłam w lustro. Pierwszy raz od długiego czasu zrobiłam sobie na głowie kucyk. Jedną dłonią bawiłam się uwięzionymi gumką włosami, ściskałam je i zastanawiałam, się, czy mam włosy grube czy cienkie, jasne czy ciemne, ładne czy pospolite. Wspominałam, znane mi tylko z opowieści mamy włosy babci Zosi ( tej babci, która mi się ukazała w wizji opisanej w ostatnim poście), były tak grube, że przypominały strukturą końską grzywę. Długie, czarne, często zaplatane w warkocz. Włosy podobno świadczą sile i witalności organizmu, nie wiem o czym świadczyły w przypadku babci, ale na pewno nie o zdrowiu. Mama mojej mamy dość wcześnie zmarła na serce, a jej śmierć poprzedziły lata łykanie kropli nasercowych i długie pobyty w szpitalu. Okazuje się, że w życiu nic nie jest pewne, że w nic nie można wierzyć i niczemu ufać. trochę to trudne, bo jak się odnaleźć w tej rzeczywistości, jakimi znakami się kierować? Skoro nie można pok...